„Mały domek pod miastem”

Zastanawiające, jak wiele ludzi chce mieć „mały domek pod miastem” – zwłaszcza, gdy on zarabia 3500, a ona 1500. Pieniądze na działkę stanowią zwykle zlep oszczędności, chałtur i darowizn od rodziny. Małżonkowie ci lub partnerzy mówią wówczas znajomym i obcym: „Budujemy się”. Działka jest wtedy miejscem licznych odwiedzin. Często też do jej granicy dochodzi pole, które, oprócz powietrza, jest źródłem poczucia nieskrępowania i wolności właścicieli. Nie mam doświadczenia w budowie domu, wiec nie wiem, co się dzieje na etapie budowy. Wiem, że często jakiś pierwotny projekt architektoniczny jest zmieniany. Na końcu właściciel sprzedaje swoje mieszkanie, żeby za te pieniądze wykończyć dom. Po pokonaniu drogi najeżonej wybojami, takimi jak pijany dekarz czy kradzież okien, właściciele wprowadzają się. Szybko sprawiają sobie psa i kota, czasem kilka. Jeśli mają dzieci, urządzają w ogrodzie mały plac zabaw, który jednak szybko się nudzi. Podczas wyjazdów domu i zwierząt pilnują teściowie lub jakaś krewna, angażowani również do opieki nad dziećmi. Koczują oni wtedy w dziecięcym pokoju lub salonie, bo nie zawsze jest gościnny. Stopniowo otoczenie zaczyna się zmieniać. Z tyłu buduje się sąsiad i niebawem sąsiadka ze swojego balkonu doradza, jak uprawiać ogród. Potem sąsiedzi sprowadzają kury, a na końcu koguta, który pieje od 4 rano. Po miesięcznych rozmowach sąsiedzi nie zgadzają się usunąć koguta i proponują jaja ekologiczne. Ktoś ze starych domów pali w piecu śmieciami, a latem gra w nocy głośną muzykę. Psy nawołują się wyciem.
Moje mieszkanie też jest akustyczne. Słychać „Jaka to melodia”, TVN24 i kichanie. Na to drugie mogę się jednak zgodzić i cieszę się wypełnioną wanną w mojej biało – niebieskiej łazience.