Wyspa

Ma tyle lat i tyle pustki w sobie.
Co to za człowiek?
Leży na bruku i śmieje się do rozpuku.
Palą znicz na jego grobie.
Tam i z powrotem na przemian biegali
i na siebie wpadali,
jak w komedii slapstikowej
włosy z głowy rwali,
w górne tony uderzali,
bo się wspólne dobro pali,
uderzali w wielkie dzwony,
aż się pruły kalesony.
Kładą kwiat na jego grobie,
idą do swych zajęć,
czasem wspomną go w rozmowie,
lecz krótko trwa pamięć.
Czasem mówią „zasłużony”,
dają krzyż na aksamicie,
zrobią gratis coś dla żony,
bo takie jest życie.
A ten człowiek powstał z bruku,
bo miał dość leżenia
i zbudował dla swych wnuków
nowy dom z kamienia.
Tamci bawią się i piją
i wesoło sobie żyją,
rajskie wyspy odwiedzają,
Martynikę i Malaje,
tamci piją, tamci jedzą
i tak ciesząc się nie wiedzą,
że ocean niełaskawy
dla żeglarzy z tej wyprawy.
Finał ma historia cała,
że się wyspa oderwała.
I zdziczeli wszyscy razem
na wyspie oddalonej,
a sumienia nie urażę,
kiedy powiem: zielonej.