Kometa

Trajektoria życia kończy się na niebie
jeszcze widać ślady płóz
jak sań Świętego Mikołaja
zarytych w zaspach z chmur
i sypie się śnieg iskier
wznieconych w rozpędzie
ale życia już nie będzie
Słońce przetoczyło oko
i spogląda z góry
jak wyciągam ręce
i lecę przez chmury
w niemej podzięce
Świat już jest nieważny
a ludzie jak planety
pozostają w dole
nie widząc komety
Nikt z nich nie zakrzyczy
bo to nie dotyczy
spokojnego żuka
lub nawet mew śmieszek
kołujących latem
nad hojnym oceanem
Więc tego dnia nad ranem
nie powstrzymywane
ponadludzką siłą
życie się skończyło
Pozostały tylko
ogniki z warkocza
i drobinki pyłu