Za dwadzieścia lat
skończy się mój świat,
znikną ślady mej urody,
rewia i pokaz mody.
Zmarszczki płyną jak rzeki
do błyszczących oczu,
brokatowe powieki,
rozmazana szminka –
czy to ja – dziewczynka?
czy barwa ochronna,
a za nią bezbronna
ofiara urody,
a ten wiecznie młody
świat wciąż bije brawo
i okrywa sławą
i nazywa bóstwem
to, co jest oszustwem.
Cienkie papierosy,
jasnozłote włosy,
kto wie, że prawdziwe
są już całkiem siwe
i że to kociątko
jest przed pięćdziesiątką?
Gdybym kiedyś zbrzydła,
chirurg, botoks, igła,
ultradźwięki, laser
znów zapewnią klasę
i złotoróżowa
znów będę jak nowa –
bohaterka nocy
w błyszczącej karocy.
Więc lustra wciąż i ludzie,
a ludzie są jak lustra,
chcę przeżyć w tej ułudzie,
malując pełne usta,
następnych dwadzieścia lat.