Zamek bez klamek,
mroczna siedziba
Starego Grzyba,
gościł nietoperze,
pająki i jeże.
Stary Grzyb,
miłośnik styp,
trumien i skrzypiec,
zechciał ciasto wypiec
z pajęczyn, kurzu,
liści na podwórzu,
mąki, spirytusu
i kawowych fusów.
Na swoich wielołapach
usiadły na kanapach
pająki z motkiem przędzy
od sobie znanej jędzy
i tkają ażurową
powieść salonową
o starej Babajadze,
która miała władzę
nad lasem i jeziorem
i straszy dziś wieczorem
przy pełni księżyca.
A gdy się już nasyca
srebrnymi światłami,
zbiegają się ćmy
i biją skrzydłami
o Babę jak lampę,
co chciała być wampem.
Tak z nią lecą i świecą,
i, strasząc jak z horroru,
lecą ku jezioru,
bo to punkt honoru
każdego straszydła,
by mieć postać widma
z księżyca i wody
świetlistej urody.
Więc, wtajemniczeni,
blisko spokrewnieni,
skoro dzisiaj straszy,
nagotujmy kaszy,
mięsa i rosołu,
pająk z jeżem pospołu
i dwa nietoperze
niech wejdą na wieżę
i zostawią strawę.
A wam, nienawiedzonym,
pora na zabawę,
i, zamiast obrusa,
pora na psikusa.
