Jak miło

Jak miło dostać list polecony
od męża albo byłej żony,
albo wezwanie do zapłaty
od rezolutnej małolaty,
lub w związku z byłą synekurą
mieć do czynienia z prokuraturą!
Zgadnij, czy kurier czy doręczyciel,
złodziej, policjant czy wierzyciel,
kiedy na adres zamieszkania
przychodzą sądowe lub inne wezwania.
Kwitujesz odbiór i nie wiesz wcale,
czy nie odjedziesz na sygnale
w pierwszym zawale.
O, Poczto Polska! – bez urazy –
listonosz nigdy nie dzwoni dwa razy,
chyba że trzeba coś przeciągnąć
i drugie awizo dopiero podjąć
i się uciekać do udawania,
że nie słyszało się pukania
lub domofonu albo dzwonka,
żeby nie znaleźć się we Wronkach.
Więc gdy odbieram korespondencję,
a w niej cudze prawne pretensje,
znowu pociągam mały łyk,
bo znów powiększy mi się plik
wezwań i upomnień,
będących kanwą do wspomnień
o nie zapłaconej fakturze,
domiarze i prokuraturze,
co się odbija na mojej skórze
z powodu małego błędu drukarki
i przeoczenia sekretarki.